czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział I


Angie
Wjechaliśmy do Seattle, by po chwili znaleźć się przed piętrowym domem z zarośniętym ogrodem. 
-No, Angelica, jak ci się podoba? - wysapała matka niosąc swoją torbę z ubraniami. 
Nie zamierzałam jej pomagać, w końcu miałam swoje bagaże. 

-Ujdzie - odparłam
 

Wzięłam swoją torbę i akustyka, który bezpiecznie spoczywał w pokrowcu z naszywkami moich ulubionych zespołów, od Sex Pistols po Aerosmith. Powlekłam za rodzicielką, która męczyła się z zamkiem dębowych drzwi ze złotym numerem 1416. Po ich otwarciu gestem dłoni pokazała bym weszła pierwsza. Z udawanym niezainteresowaniem bezceremonialnie przekroczyłam próg mojego nowego mieszkania. Rzuciłam okiem na pomieszczenie w którym się znajdowałam. Po jednej stronie był salon ze skórzaną kanapą, stolikiem i telewizorem, a zaraz obok niego gramofon. Natomiast po drugiej stronie pokoju znajdowała się jadalnia ze stołem na 6 osób. Za jadalnią dostrzegłam kawałek kuchni. Pozwoliłam sobie podejść bliżej. Szafki były z ciemnego drewna, a na nich ciągnął się czysty lśniący czarny blat z nieznanego mi kamienia. Standardowo kuchenka i lodówka. Cofnęłam się w stronę salonu, gdzie znajdowały się drewniane schody. Zarzuciłam torbę na ramię, a gitarę wzięłam pod pachę. Wbiegłam na piętro pomijając co drugi schodek na schodach. Znajdowałam się w białym korytarzu. Po mojej prawej znajdowała się sypialnia mamy, po lewej łazienka, a na przeciwko nic innego jak mój pokój. Wskoczyłam do niego jak opętana i mało co nie upuściłam mojego akustyka, którego szybko oparłam o czarne żelazne dwuosobowe łóżko z białą pościelą. Torbę rzuciłam na podłogę. Ściany pokoju były granatowe, przy ścianie stała biała szafa, a zaraz obok tego samego koloru biurko. Odwróciłam się i dopiero teraz zauważyłam nową czarną gitarę elektryczną ze wzmacniaczem, dwoma stojakami, koło nich komoda i... nie wierzę własnym oczom. Co ta matka odpierdoliła? Gramofon! Nowiuteńki, piękniuteńki, najcudewieteńki. Po ochłonięciu podeszłam do torby i wyłożyłam z niej ubrania, które natychmiast umiejscowiłam w szafie oraz płyty, które ułożyłam wcześniej alfabetycznie na komodzie obok gramofonu. Nad łóżkiem powiesiłam plakaty, a akustyka położyłam na stojaku. Jeszcze na chwilę podeszłam do elektryka i przejechałam delikatnie palcami po strunach. Po chwili zeszłam podniecona do granic możliwości na dół, gdzie stała mama układając nasze zdjęcia na stoliku.
 

-Dziękuję, dziękuję! - wykrzyczałam ściskając ją.
 

Dałam jej soczystego buziaka w policzek. Nigdy nie byłam taka uczuciowa w stosunku do mamy. Na początku nie cieszyłam się z wyjazdu. Z tamtym miejscem łączył mnie tylko sentyment. Nigdy nie miałam znajomych.

-Oh, Skarbie. Nie ma za co. - uśmiechnęła się - Trzymaj, - podała mi kartkę - to spis podręczników. Za kilka dni idziesz do liceum. - przypomniała mi
-Dobrze, pójdę teraz. Przy okazji zapoznam się z miastem - powiedziałam i prędko wbiegłam po schodach.

Wzięłam ze sobą koszulkę z Misfits, czarne, już lekko poprzecierane rurki i czarną bandanę na rękę. Ruszyłam w kierunku łazienki. Wzięłam szybki orzeźwiający prysznic, ubrałam się w przyszykowane rzeczy, lekko podkreśliłam moje brązowe oczy czarną kredką, a rzęsy delikatnie podkręciłam tuszem oraz rozpuściłam włosy.
 

Gdy wychodziłam było przed 16:00. Ruszyłam w kierunku księgarni, wcześniej matka powiedziała w którym kierunku mam iść. Podczas drogi napotkałam kilka gardzący spojrzeń wytapetowanych blond dziwek. Bo jakby nazwać inaczej laskę wytapetowaną, cyckami większymi niż mózg, dekoltem po brzuch i miniówie ledwo lub wcale nie zasłaniającej tyłka?
 

Weszłam do księgarni. Za ladą siedział przystojny tleniony blondyn z koszulką Sex Pistols, których wręcz kocham. Chłopak przyjrzał mi się. Spojrzawszy na moją koszulkę uśmiechnął się. Czyżby lubił Misfits? Wyjęłam kartkę ze spodni i rozpoczęłam poszukiwanie odpowiednich książek. Szybko się z tym uwinęłam. Podeszłam do chłopaka. Strasznie powolnie podliczał cenę moich nowych podręczników. Widząc jego nieśmiałe spojrzenia skierowane w moją stronę postanowiłam się przedstawić:

-Angie jestem
-Duff - odrzekł z uśmiechem
 

Po podliczeniu sumy podałam Duffowi banknot, który dostałam przed wyjściem od mamy.

-Może odprowadzę cię do domu? - zapytał - Właśnie kończę zamykamy - uśmiechnął się
- Jak ci się chce - odpowiedziałam odruchowo.

W duchu tak naprawdę pragnęłam tego, by mnie odprowadził. Chciałam poznać kogoś wartego mojej uwagi, a on chyba właśnie taki był.
Duff 
Ta dziewczyna. Angie. Zjawiskowa.

-Na prawdę słuchasz Misfits? - zapytałem blondynkę.Właśnie mijaliśmy dobrze znany mi plac.
-Nie, coś ty! Po prostu podoba mi się ta czacha. - powiedziała ironicznie pokazując na koszulkę. Zaśmiałem się, by udowodnić, że zrozumiałem aluzję. - Masz ulubiony utwór? - teraz to ona zapytała
-Die die my Darling - wyszeptałem jej do ucha, a ona się zaśmiała
-Też go uwielbiam - stwierdziła
-Masz jeszcze jakieś ulubione zespoły? - chciałem dowiedzieć się o niej jak najwięcej
-Ramones, Sex Pistols, Misfits jak już wiesz, Rolling Stones, Black Sabbath, Aerosmith, Deep Purple, Pink Floyd [...] - wymieniała na jednym tchu. - Ale i tak najbliżej mi jest punk-rock
-Mi też. - stwierdziłem, a Angie przystanęła przy skrzyżowaniu
-Tu mieszkam. - kiwnęła głową do tyłu poruszając swoje zajebiste blond włosy
-To na pewno się jeszcze spotkamy. - powiedziałem, a blondynka popatrzyła na mnie pytająco - Mieszkam po drugiej stronie skrzyżowania - pokazałem ręką na dom na przeciwko - ...i w szkole pewnie też - stwierdziłem
-W szkole? - zapytała - Myślałam, że już ją skończyłeś. Pracujesz.
-Robota po znajomości. Właścicielem księgarni jest kuzyn mojej matki. Zbieram na bas. - powiedziałem dumnie
-Grasz? - zapytała jakby zachwycona?
-Tak, na elektryku, a na basie nauczył mnie mój brat - uśmiechnąłem się. Nadal staliśmy przed jej chatą.
-Chyba już pójdę. Miło było cię spotkać. - powiedziała uroczo

Przyjrzałem się
 jej dokładniej. Dopiero teraz zauważyłem, że jest posiadaczką pięknych dużych czekoladowych oczu.

-Do zobaczenia - posłałem jej jeden z najbardziej moich uwodzicielskich spojrzeń i uśmiechnąłem się szarmancko.
-Cześć - poruszyła ustami się równie cudownie i poszła powolnym i seksownym krokiem w kierunku drzwi. Dopiero teraz zauważyłem, że ma świetny tyłek, cycki zresztą też. Uspokój się Duff, wdech, wydech, nie jesteś zboczeńcem, tłumaczyłem sobie.

--------------
No i jest pierwszy rozdział. Nie mogłam wytrzymać i dodałam wcześniej. :3

Prolog

-Mamo, ja nie jadę do żadnego Seattle.
-Angie, zostałam przeniesiona na bardziej płatny oddział. Wiesz jak nam trudno bez ojca.
-Nie nazywaj tego skurwysyna ojcem! To nikt! N-I-K-T! - wycedziłam przez zęby

Pobiegłam na górę, do swojego pieprzonego królestwa. Odruchowo podeszłam do gramofonu wodząc palcem po płytach. Padło na Black Sabbath "Paranoid". Załączyłam, po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki "War Pigs". Rozpoczęłam pakowanie. W sumie nie miałam zbyt wiele ubrań. Kilkanaście koszulek z zespołami, z których byłam niesamowicie dumna, pięć par spodni, dwie koszule, dżinsowa katana oraz obowiązkowa ramoneska. Z butów miałam tylko po jednej parze trampek, glanów i oczywiście moich najukochańszych brązowych kowbojek. "War Pigs" się skończyło, zaczęło się "Paranoid". Usłyszałam cudowny głos Ozzy'ego, który zawsze mnie uspokajał. Włożyłam do walizki jeszcze moją kolekcję płyt. Zamknęłam klapę i oparłam się o nią. Zamyśliłam się patrząc na mojego akustyka.
"Jakoś to będzie" - pomyślałam.


Obserwatorzy