-Mamo, ja nie jadę do żadnego Seattle.
-Angie, zostałam przeniesiona na bardziej płatny oddział. Wiesz jak nam trudno bez ojca.
-Nie nazywaj tego skurwysyna ojcem! To nikt! N-I-K-T! - wycedziłam przez zęby
Pobiegłam na górę, do swojego pieprzonego królestwa. Odruchowo podeszłam do gramofonu wodząc palcem po płytach. Padło na Black Sabbath "Paranoid". Załączyłam, po chwili usłyszałam pierwsze dźwięki "War Pigs". Rozpoczęłam pakowanie. W sumie nie miałam zbyt wiele ubrań. Kilkanaście koszulek z zespołami, z których byłam niesamowicie dumna, pięć par spodni, dwie koszule, dżinsowa katana oraz obowiązkowa ramoneska. Z butów miałam tylko po jednej parze trampek, glanów i oczywiście moich najukochańszych brązowych kowbojek. "War Pigs" się skończyło, zaczęło się "Paranoid". Usłyszałam cudowny głos Ozzy'ego, który zawsze mnie uspokajał. Włożyłam do walizki jeszcze moją kolekcję płyt. Zamknęłam klapę i oparłam się o nią. Zamyśliłam się patrząc na mojego akustyka.
"Jakoś to będzie" - pomyślałam.
Super, pisz dalej :)
OdpowiedzUsuń